Umbria... zielone płuca Włoch - 1 część
Umbria.. kojarzycie gdzie znajduje się ta kraina, co to za
region? Dla mnie też do tej pory była to nic nie znacząca nazwa.. jednak dzięki
konkursowi restauracji Osteria le Botti w Tychach, który wygrałam mogłam poznać
ten uroczy zakątek Włoch, dość niestety rzadko odwiedzany przez Polaków, bo ani
nie leży nad morzem, ani nie ma tam bezpośrednich lotów i rzadziej jest w
ofertach biur podróży niż sąsiadująca z nią Toskania. I tak naprawdę tylko ci co wybierają się z wycieczkami
objazdowymi często religijnym szlakiem zahaczają o najsłynniejsze miasto tego
regionu czyli Asyż. Tak.. Asyż… teraz
już chyba każdy wie o czym jest mowa… a
szkoda, bo Umbria leży jakby na to nie patrzeć w samym sercu Włoch, często
nazywana jest „zielonymi płucami Włoch”, to region pełen winnic, gajów
oliwnych, malowniczych wzgórz, urokliwych, starych miasteczek i przepysznej
kuchni. Na weekend w Umbrii postanowiłam zabrać siostrę i jej rocznego synka.
Miał to być nasz pierwszy i mam nadzieję nie jedyny wspólny wyjazd.
Ale zanim tam dotarłyśmy cała nasza wyprawa stanęła pod
wielkim znakiem zapytania, bo najpierw siostra była chora, potem jej dzieci,
wyjazd był niepewny. Kiedy jednak zdecydowała, że jedzie, okazało się wieczorem
przed wyjazdem że Leoś nie ma dowodu, bo jego dowód jest właśnie w Pradze w
dokumentach taty. Na szczęście dzięki przytomności szwagra, który przyjechał na
dworzec w Pradze, znalazł uprzejmego konduktora pociągu relacji
Budapeszt-Warszawa, poprosił go o wzięcie dowodu i przykazanie go mnie o 4 rano
na dworcu w Katowicach, przeszkoda została pokonana.. do czasu... gdy już
wyruszyłyśmy na lotnisko w Balicach okazało się że siostra nie ma karty
kredytowej, którą rezerwowała samochód, a ja co prawda swoją kartę mam ale nie
pamiętam pin-u. Szybki telefon do męża, nerwówka, trochę niecenzuralnych słów i
pin został znaleziony, karta użyta na bramkach, jest działa..uff.. Mimo to
jedna myśl nie dawała nam spokoju, że wszystkie znaki na ziemi i niebie mówią
nam że mamy nie lecieć.. Irracjonalny strach spowodował, że pierwsze co
zrobiłyśmy po przyjeździe na lotnisku to poszłyśmy do kaplicy dać na ofiarę za
nasz lot. :) Mimo to pech nas nie opuszczał, bo nad Krakowem była od rana
ogromna mgła i nic nie zapowiadało, że w ogóle odlecimy. Lotnisko było
przepełnione, loty odwołane lub opóźnione. I znowu myśl, że chyba jednak nie
powinnyśmy lecieć. Jednak tuż przed 12 gdy nadszedł czas naszego lotu mgła
opadła a nasz lot o czasie został wywołany. Nie uwierzycie z jakimi uczuciami
wchodziłyśmy na pokład.. w dodatku okazało się że obie boimy się latać, a żadna
z nas do tej pory o tym drugiej nie mówiła.. Pięknie, dwie ogarnięte paniką
baby i małe dziecko.. oczami wyobraźni widziałyśmy już naszych mężów
wdowcami... czarne myśli krążyły... Wystartowaliśmy, lot upłynął spokojnie, gdy
wylądowaliśmy w Pescarze strach znikł, po pechu ani śladu. Nic tylko wyjść i
ucałować włoską ziemię...
Nasza przygoda się rozpoczęła. Na lotnisku wypożyczyłyśmy
samochód i udałyśmy się do celu naszej podróży, czyli miasteczka Umbertide,
gdzie w cudownej posiadłości Agriturismo Vigne di Pace miałyśmy opłacony pobyt.
*zdjęcie z internetu
A że było już po sezonie, bo był to październik to nie było natłoku turystów, za to pogoda dopisywała, bo
było nadal słonecznie i ciepło w przeciwieństwie już do mocno jesiennej Polski. Do dyspozycji
miałyśmy duży apartament, w typowym włoskim klimacie. Zdjęcia poszczególnych
apartamentów i ośrodka możecie zobaczyć tutaj.
Na dole znajdowała się
restauracja, gdzie jadałyśmy rano typowe włoskie śniadania na słodko, a
wieczorami przepyszne kolacje. Na terenie posiadłości był także basen, jednak czynny
tylko w sezonie, stajnia koni, a dookoła winnice.
Właściciele zajmują się
produkują wina, co widać było po wyposażeniu restauracji i częstych
degustacjach podczas kolacji.
Kuchnia była prosta, ale pyszna, codziennie nowe
menu odczytywane przez właściciela składało się z przystawki, dania pierwszego
czyli pasty, dania głównego - najczęściej mięso lub ryba, by na koniec
dopieścić podniebienie przepysznym deserem. Do tego wino i kawa. Nie
zawiodłyśmy się na nim nigdy i niestety wychodziłyśmy objedzone nieprzyzwoicie. I to
wszystko za 20 euro. Nie zapomnę pysznych gnocchi w grzybowym sosie, kurczaka
w sosie śmietanowo-maślanym i wyśmienitych deserów. Co prawda ciężko nam było się przyzwyczaić do ich rytmu, czyli późnych kolacji od 20 kiedy to normalnie w Polsce się już nie jada, a na pewno nie tak obficie. Jeden weekend a na wadze po powrocie
jak nic znacznie za dużo.. ale cóż ..
Włochy mają to do siebie, że ich kuchni nie można się
oprzeć. Najgorsze jest to że nie można w tym posiłku pominąć żadnego dania,
inaczej niestety obrażamy naszych gospodarzy, co też nieroztropnie zrobiłam,
zamawiając w Ristorante Pizzeria Casagrande w Umbertide dwa makarony zarówno na
danie pierwsze jak i drugie. Ech... mina zdumionego i oburzonego kelnera, który
przyjmował moje zamówienie była bezcenna.. ale co ja poradzę, gdy w menu było
tyle pysznych makaronów które chciałam spróbować? Trudno najwyżej mnie tam już
nigdy nie obsłużą… Za to zjadłam rewelacyjne ravioli z krabem, risotto z
owocami morza, siostra risotto alla norcina, jagnięcinę a na deser
po tiramisu.
A było to ostatniego wieczora w restauracji poleconej nam jako
jedną z najlepszych w Umbertide. I faktycznie, gdy dotarliśmy do niej przed 21
była głośna i pełna włoskich rodzin, które przybyły na swój główny posiłek
często z niemowlakami w nosidełkach. I wiecie te dzieci się tam w ogóle nie
budziły ani hałas ani późna pora im nie przeszkadzała.. i pomyśleć jakie miny
robią Polacy gdy jakaś rodzina zjawia się w restauracji o 18, czy 19 a oni
biesiadują z dziećmi do późnych godzin nocnych i jakoś krzywda się tym dzieciom
nie dzieje…
Za to rano po takich nocnych biesiadach miasteczka są senne,
leniwie się budzą do życia, praktycznie są puste.. my wyjeżdżając na wycieczki
około godz 10 miałyśmy wrażenie że jedziemy przez miasta widma. O tej porze w
Polsce tętnią one już życiem. Tutaj życie rozpoczyna się powoli, leniwie i tak
leniwie trwa do wieczora, bo zarówno za dnia mało kogo można spotkać czy to w
sklepie, czy na ulicy, nie licząc małych kafejek i siedzących w nich mężczyzn, to
o restauracjach można zapomnieć, bo większość jest zamknięta. Otwierają się
tylko wieczorami, więc jeśli zgłodniejecie to trzeba szukać miejsc z szybką
pizzą, ciabatami czy kanapkami na ciepło. A tych jest do wyboru do koloru.
Inaczej umrzecie z głodu.
Ale wracając do naszego miasteczka Umbertide to ma ono
całkiem ciekawą historię, bo różne podania mówią że Umbertide - wtedy pod nazwą
Fratta - zostało ufundowane jeszcze przez rzymskich żołnierzy z legionów
Console Flaminio. Pierwsze udokumentowane informacje pochodzą z 1189 r., kiedy
to marchese Ugolino di Uguccione z Marchesi di Castiglione oddaje miasteczko
oraz przynależące do niego ziemie i dobra pod panowanie Perugii. Miasto jest
osłonięte murami warownymi co sugeruje, że jego historia była dość burzliwa, a
miasto było często atakowane, niszczone i grabione. W 1863 r., następuje zmiana
nazwy na Umbertide. W czasie II wojny światowej duża część historycznej części
miasta zostaje zbombardowana. Dzisj Umbertide to część stara zabytkowa z
murami, starówką, wąskimi uliczkami, siecią małych restauracyjek i kawiarni i
nowoczesną okolicą, otoczoną winnicami i polami. Zresztą cała okolica - Umbria
usiana jest takimi właśnie małymi zamkami, miasteczkami z warownymi murami,
często na wzgórzach, by być jak najbardziej niedostępnymi dla wroga. Jeżdżąc
pomiędzy wzgórzami co rusz można zachwycać się takimi perłami architektury i
historii. I gdyby nie samochody można by się tam czuć nadal jak w
średniowieczu.
*zdjęcia zapożyczone z internetu
Na wycieczki obraliśmy klasyczne cele, czyli oczywiście Asyż
i stolicę Umbrii Perugie. Umbria tak jak i całe Włochy jest bardzo dobrze
skomunikowana, wszędzie docierałyśmy szybko autostradami, odległości nie
sprawiały żadnego problemu. Ale o tym co tam widziałyśmy, jadłyśmy i jaką
niespodziankę nam zaserwowała Perugia napiszę wam w drugiej części relacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz